Nasza współczesność i Tai Chi.
Na zdjęciu – obóz w Tucznie, zajęcia prowadzi Mistrz Tomasz Nowakowski
Czy sięganie w czasach obecnych po metody pracy stworzone wiele wieków temu ma sens? Czy nie jest to strata czasu? Może sięgnąć po jakąś pigułkę, która wszystko wyreguluje? Może skorzystać ze współczesnych systemów ruchowych, których powstaje coraz więcej?
Pigułki na poprawę „wszystkiego” szczerze odradzam… Nowe systemy ruchowe to inna historia – wiele z nich jest wartych uwagi i być może jeśli wytrzymają próbę czasu, kiedyś będą znakomitymi, całościowymi metodami pracy. Brakuje im jednak ważnej rzeczy, a mianowicie weryfikacji przez wieki pracy z nimi. Wielowiekowych doświadczeń, odpowiedniej ilości czasu, aby pokolenia Mistrzów dopracowały je do perfekcji. Lata obserwacji, usuwania tego co zbędne, wzmacniania tego co istotne. Takie są właśnie stare systemy – wycyzelowane do maksimum. Takie jest też Tai Chi.
My ludzie nie zmieniliśmy się na przestrzeni wieków ani trochę. Obrośliśmy w technologiczne nowinki (z których chętnie korzystam), w pychę i zadufanie w sobie, że jesteśmy tak świetną cywilizacją, ale najgłębsze problemy i emocje pozostają w nas takie same jak przed wiekami.
I tu właśnie przydaje się Tai Chi. Nie twierdzę, że nie istnieją systemy równie dobre i całościowe, ale dla mnie Tai Chi jest optymalne, daje mi spełnienie i dlatego nie muszę już szukać czegoś innego. W moim umyśle i ciele są lata praktyki i tylko ode mnie zależy czy tę wiedzę i umiejętności wykorzystam.
Oczywiście trzeba pamiętać o jednym. Samo niestety nic się nie zrobi. Trzeba pracować z tym czego uczymy się na sali treningowej. Należy mieć świadomość, że jest to proces długi i trudny, ale wart zachodu. Należy unikać dróg na skróty. Niestety dużo szkół ignorując głębsze aspekty pracy „wycina” z systemu Tai Chi fragmenty pozornie łatwiejsze, okrasza muzyką i oferuje jako „towar łatwy, lekki i przyjemny’”. Nic tylko brać i cieszyć się. I wtedy rodzi się pytanie. Czemu to nie działa? Czemu znowu muszę szukać czegoś innego? I w końcu: czemu Mistrzowie i ich uczniowie tak się trudzili, żeby uzyskać efekty? Czyżby z nudów? Nie! Oni wiedzieli, że nie ma dróg na skróty. Zdawali sobie sprawę, że praca powierzchowna da mizerne skutki, że aby dużo osiągnąć, trzeba włożyć konkretną pracę i trzeba wejść głęboko w praktykę. Tak głęboko, abyśmy kiedyś poczuli, że mimo iż na samym początku baliśmy się tej dalekiej drogi, było warto zacząć te 30 lat temu (no niech będzie 5 lat…). Niby oczywiste, a tak często nabieramy się na drogi na skróty.
Poza potrzebą zdrowia, prawidłowej sylwetki, głębokiego oddechu, poza potrzebą rozluźnienia mięśni i umysłu. Poza cenną umiejętnością obserwacji siebie i tego co jest wokół nas (czyli głębokiej koncentracji) – to wszystko właśnie daje Tai Chi, człowiek po prostu potrzebuje uwolnić się, choćby na chwilę, od tego co wokół nas jest niestety normalnością. Potrzebuje uwolnienia od pośpiechu, ciągłego poganiania nas przez innych i samych siebie. Uwolnienia od wyścigu szczurów który oferuje nam nasza cywilizacja, niezdrowej rywalizacji (pracujemy przecież w Tai Chi z samym sobą i tylko z sobą rywalizujemy – przynajmniej tak powinno być…). Człowiek potrzebuje dystansu do tego co wokół nas i w nas; czasem po prostu zatrzymania się i spokojnej obserwacji. Czasami dobrze jest usiąść pod drzewem przy drodze życia, wsłuchać się w ciszę i jej odległe dźwięki i tylko czuć w duszy spokój i patrzyć, uważnie, ale też całościowo, aby zobaczyć to czego nie widzimy w biegu i sycić się tym widokiem. I chyba potrzebujemy też tej świadomości, że to co robimy ma sens i przynosi konkretne efekty.
To wszystko mam dzięki Tai Chi, ale też dzięki grupie osób które znam i które widzą i czują świat podobnie. Tworzymy wspólnotę osób, które mają ten sam cel. Uważam, że to jest bardzo ważne w życiu – mieć poczucie bycia aktywną cząstką czegoś większego i co najważniejsze ważnego i sensownego.
Oczywiście jako pasjonat sztuk walki nie byłbym sobą gdybym nie wspomniał o aspekcie obronnym Tai Chi. Toć to w końcu Kung Fu… O tym chyba najtrudniej pisać z prostego powodu. Efekty obronne, owszem, są spektakularne, ale trzeba lat praktyki, aby coś zdziałać na tym polu. Tym niemniej jest to bardzo efektywny system obronny.
Polecam ten system jeszcze z jednego powodu. Z moich doświadczeń życiowych i wieloletniej (od 1988 roku) praktyki Tai Chi dodam jeszcze jeden powód ćwiczenia tej sztuki: a mianowicie olbrzymią radość z poznawania swojego ciała i umysłu i radość wykonywania samej „formy” ruchowej Tai Chi, dającej wspaniałe doznania estetyczne.
Tyle moich wynurzeń. Teraz trochę konkretów:
W naszej Szkole skupiamy się na pracy opartej na dwóch stylach:
Tai Chi (Tai Ki Kung) San Feng
Mało znany, unikalny styl z południowych Chin.
Podstawowa i zarazem główna praktyka tego stylu oparta jest na dwóch formach.
Forma Ojca złożona z dwóch części.
Pierwsza – „Dziewięć Małych Niebios” pracuje z wszystkimi stawami ciała,
które są ważnymi centrami energetycznymi.
Druga część – „Dziewięć Pałaców” poprawia jakość oddechu, rozwija równowagę i zakorzenienie.
Forma Ojca jest kompletnym zestawem Tao-In o tysiącletniej tradycji.
Forma Matki to „Osiem trygramów w dłoniach i pięć elementów pod stopami”.
Razem tworzą trzynaście podstawowych form Tai Chi.
Istnieją też inne formy w tym stylu. Wszystkie są skonstruowane z elementów zawartych w formach Ojca i Matki.
Styl Yang
Forma tradycyjna, kompletna (w wersji 108 form i 85 form).
Tuishou (Push-Hands).
Szermierka Tai Chi.
Formy (Dao-Lu) w obu stylach są dla nas drogą do rozumienia zasad Tai Chi.